Horse Girl (warto)

Drugi sensowny film w ciągu kilku tygodni? Od Netflixa? No way

Na blogu recenzowałem już poprzedni film by Jeff Baena, czyli „hipsterską pseudośredniowieczną komedię” The Little Hours. Natomiast nowy film reżysera nie ma w sobie absolutnie niczego komediowego…

Niestety bardzo ciężko go zrecenzować bez przynajmniej minimalnej spojleringu. Bo film cały czas prezentuje perspektywę głównej bohaterki Sary, wycofanej, asocjalnej i zdziwaczałej. W życiu której zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy…

Pro:
  • Wspaniała rola Brie. Aktorka w wywiadach opowiadała, że w jej rodzinie były przypadki choroby psychicznej, więc temat filmu jest dla niej bardzo osobisty. Czesio Miłosz miał podobnie. Z jednej strony doceniony poeta i profesor, a później kanonizowany za życia noblista, a z drugiej koleś wiecznie obawiający się tego, że jego „genetyczna predyspozycja” do popadnięcia w obłęd da o sobie znać. I latami opiekujący się chorującą psychicznie żoną i synem.
  • Najlepszy obraz choroby psychicznej w kinie od dawna. Widz cały czas trzyma kciuki za Sarę. Praktycznie w każdej scenie boi się, że bohaterka z czymś „wyskoczy”, co spotka się z oczywistą negatywną reakcją otoczenia („popierdoliło dziewczynę!”). Wolałby każde inne wytłumaczenie tego, co spotyka bohaterkę (porwanie przez obcych, wielki wschechświatowy spisek reptilian) niż to najbardziej oczywiste…
  • Film jest niesamowicie humanistyczny. Ból i desperacja bohaterki są totalnie realne i widz się z nią w pełni utożsamia. Każdy przecież chciałby, żeby to, co się dzieje w jego życiu, miało logiczne wytłumaczenie.
  • Świetny patent z wykorzystywaniem przez psychikę bohaterki elementów „realnego” świata (choć dla niej i dla widza praktycznie wszystko jest jednakowo realne / umowne) do budowania piętrowych psychoz. Wszystko i wszyscy, z czym Sarah się spotyka, może być przez jej psychikę wykorzystane, przerobione i rozdęte. No ale skoro nasza „rzeczywistość” to bodźce nerwowe przetworzone przez nasz mózg, to widz szybko nawiązuję więź z bohaterką. Bo przecież każdy z nas może jeszcze w piątek finalizować deale w korpo, żeby w poniedziałek wylądować w nieco innym, charakteryzującym się znacznie mniejszą ilością bodźców, środowisku…

  • Bardzo dobrze pokazany problem, jakim są chorzy psychicznie dla ludzi ze swojego otoczenia. Bo może i chcieliby oni jakoś choremu pomóc, ale nie są w stanie, ponieważ ich „rzeczywistość” jest odmienna od jego „rzeczywistości”. I w praktyce chcieliby jednej z dwóch rzeczy: albo żeby chory „przestał” i zaczął się zachowywać „normalnie” (a nie może, bo jego paranoje są w 100% realne). Albo żeby po prostu zniknął z ich życia…
  • Film bardzo „dorosły”, czyli w żadne dziecinne everything’s gonna be all right się nie bawi.
  • Przy okazji GLOW narzekałem, że Brie jest tak seksowna, że nie jest w stanie przekonująco zagrać kobiety nieatrakcyjnej. No a przy okazji „Koniary” okazało się, że jednak jest w stanie. Sarah jest tak krucha, że nagie ciało aktorki podkreśla jedynie bezbronność postaci i nic więcej. Jeśli Alison dalej tak będzie się rozwijać, to hoho. Zwłaszcza, że ostatnio aktorki mają co grać także po przysłowiowej czterdziestce.
Kontra:
  • Nie jest to rzecz łatwa i przyjemna. Jak ktoś szuka rozrywki, to niech sobie daruje.
  • Film wymaga pewnej inteligencji ogólnej oraz emocjonalnej. Czyli nie jest to produkt dla każdego (vide spora część recenzji na IMDB, gdzie widzowie kompletnie nie skumali o co chodziło).

Werdykt: 5 macierewiczów out of 5

Dodaj komentarz