GLOW s01 (warto)

Moim nieskromnym zdaniem najlepszy serial zeszłego roku. Initially I was like: From the creators of Orange is the New Black? 😦 Alison Brie jako lead? 😦

A tu totalne, pozytywne zaskoczenie. Serial jest świetnie napisany, wyprodukowany, zagrany, whathaveya. Jak tylko obejrzałem scenę „real Hollywood party” w drugim odcinku, byłem totalnie kupiony.

O ile recenzenci (-tki) podkreślają „feministyczną wymowę”, to dla mnie najciekawszy jest w serialu aspekt ekonomiczno-socjologiczny. Obserwujemy mianowicie grupę prekariuszek, które za obietnicę „pracy na umowie” są gotowe zrobić z siebie kompletne idiotki, występujące w obcisłych trykotach dla uciechy tępej, napalonej tłuszczy. Plus klasyczne, cytując Wieszcza: „Jak ci się nie podoba, to wypieralaj!”. No a po pewnym czasie zaczyna im się nawet podobać… Praktycznie każdy prol na (nie tylko) polskim rynku pracy powinien się czuć right at home…

Na dwie rzeczy bym zwrócił uwagę: fantastyczny writing (główne postaci są niby śmieszne, ale mega realistyczne i czasem jest to tzw. „śmiech przez łzy”) oraz acting.

Alison Brie mi się dotychczas kojarzyła z tą laską, co we wszystkim w czym gra epatuje swoim (faktycznie świetnym) biustem. A po tym serialu mam ochotę polecieć Łomnickim (w kwestii Gajosa): „Kto to jest Brie? Brie to jest wielka aktorka!”. Ruth to po prostu młody człowiek płci kobiecej, który wie, czego nie chce robić, ale zupełnie nie wie, co chce robić. I wcale nie jest taka sympatyczna. Naciąga rodziców na kasę, sypia z mężem swojej najlepszej przyjaciółki (spoilers!) a jednocześnie jest przekonana, że jest stworzona do rzeczy wielkich. Z biegiem sezonu śledzimy jej transformację we w miarę dorosłego człowieka, który odnajduje swoje miejsce w życiu i to, w czym jest dobry.

Druga postać, która „robi” serial to Sam, czyli szef całego tego wrestlingowego burdelu. Reżyser filmów klasy Z, pozbawiony jakichkolwiek życiowych złudzeń, uważający wszystkich za głąbów, a z kobietami potrafiący wchodzić w interakcje praktycznie wyłącznie seksualne. Ta postać też jest świetnie rozwijana, a Sam stopniowo okazuje się dorosłym, skomplikowanym, empatycznym, chociaż rzadko kiedy odpowiedzialnym facetem. Dawno nie widziałem tak dobrze napisanej męskiej postaci. Niskie ukłony dla tzw. kreatorek, ale też oczywiście Marca Marona.

Jedyny minus serialu to moim zdaniem trochę zbyt stereotypowe / słabo zarysowane niektóre postaci drugoplanowe (a tych jest sporo). Poza Debbie (świetna Betty Gilpin jako „gwiazda” GLOW a jednocześnie ex-najlepsza przyjaciółka Ruth), Justine (jedyna na świecie psychofanka filmów Sama, nie bez powodu, as it turns out…), Arthie (obowiązkowa „arabka z Pakistanu” – w tej roli znana z Mr. Robota Sunita Mani) no i Bashem (producent show, totalnie nie gej), reszta postaci jest jak dla mnie trochę zbyt jednowymiarowa (a przecież problem stereotypizacji we wrestlingu jest w serialu poruszony). Z drugiej strony na razie było dopiero 10 odcinków…

Jakby mi ktoś wcześniej powiedział, że najlepszy serial of 2017 to będzie „komedia” o kobiecym wrestlingu, to bym raczej śmiechnął…

Dodaj komentarz